"Nieuktatywniona" cz. 2
Obudziłam się w jasnej sali przywiązana do dziwnego fotelu, zauważyłam że byłam podłączona do różnych urządzen i że podchodził do mnie wielki mężczyzna. W wrzasku krzczyczał :
- Jak ty to robisz!? Co ty masz?!
Próbowałam jakoś odpowiedzieć lub krzyknąć ale tylko niezdarnie coś wygramotoliłam ( jak to ja )
Po chwili poczułam mocne uderzenie w lewą nogę, półprzytomna próbowałam uciec ale jakaś grupa naukowców ( tak wyglądali ) podali mi jakieś środki.
Obudziłam się w lesie, dziwnym lesie jagby ktoś mnie obserwował, wszytko mnie bolało ale całe szczęśćie nie było żadnych niebezpiecznych osób, zaczełam biec by jak najszybciej się wydostac, zauważyłam że nie zdieli mi zegarka zerknełam i była 21:32 a było całkiem jasno, i jeszcze był to 12 pażdziernik a ostatni raz w szkole byłam 2 października, fajnie nie było mnie już w domu 10 dni..
Gdy wybiegłam na puste poleprzyjechały różne busy i osoby w karabinach otoczyli mnie a jakaś młoda kobieta w ciemnych rudych włosach podeszła i wykrzyczała to samo co facet w dziwnej sali. Podzszedł do niej jakiś młody chyba student i powiedziął ona o niczym nie wie... Nie zrozumiałam co to miało znaczyć ale " puścili mnie wolną " oddając do psyhiatryka wmawiając że wszytko sobię ubzdurałam. Tam pobita, osiniaczona, samotna przywłaszczyłam sobię ciemnny kąt.
Po 2 miesiącach pewnej nocy ktoś pukał do okna a będąc sama w pokoju otworzyłam je i wyskoczyl jakiś młody mężczyzna ( tak mi się wydawało ) przestraszylam się i upadłam i straciłam prztomnność budząc się znowu go ujrzaąłm przez chwilę nic nie mówiła ale po chwili zaczoł
- Cześć, Derek jestem, chcę ci pomóc, jeśli mi zaufasz wydostanę cię z tąd i wyjawię ci to czego chcieli ci " naukowcy " - powiedział miłym ciepłym głosem.
- Cześć ja jestem Katie, ale ja cię przecież ogóle nie znam...
- Tak wiem kim jesteś, ja wiem że mnie nie znasz ale szybko chodź ze mną zani pielęgniarki tu przyjdą.
-Nooo.. dobra - odpowiedziałam mu z niepewnością i podałam rękę co on wzioł mnie na barana i wioł moje rzeczy chociaż nie bylo ich za wiele.
Skacząc z parapetu o dziwo nic nam się nie stało, był on bardzo silny jak mi wyznał na 17-latka.
Pobiegliśmy gdzieś trochę dalej gdzie rozpaliliśmy ognisko i rozłyżyliśmy namiot, bo on jakoś go wyczołgał z zakopanego dzrewa.
Potem zaczoł mi opowiiadac dokładniej kim jest,po co tu jest, dlaczego mi pomaga ( ale to w następnej części :) )
Dziękuje za przeczytanie, i proszę o komentowaniee :)